sobota, 5 listopada 2016

Artystyczna perystaltyka

Okej. Więc tak... Ciężko mówić abym kiedykolwiek, tak prawdziwie, posiadała artystyczną "perystaltykę". Wiem, że to brzmi jak jakaś pieprzona grafomania ale to określenie najbardziej pasuje mi do pojęcia "sztuka". Człowiek coś wchłania, potem to trawi i... wychodzi z tego niezłe gówno. Ktoś później w tym gównie dopatruje się sensu i piękna, komuś spodoba się unikalna forma stolca, komuś zagubiony, niestrawiony płatek owsiany przywodzi na myśl jego dom rodzinny i się wzrusza... Jednak moim zdaniem najważniejsze w tym wszystkim jest samo "wydalenie". Jeśli więc w ogóle coś kiedyś trawiłam, to teraz niestety czeka mnie permanentny zastój... i to na długi czas. Ilość nauki, która czeka mnie na II-gim roku zdaje się nie pocieszać, także tak... 

Straszne bzdury tu powypisywałam, ale nie liczę na to, by ktokolwiek przeczytał te słowa w najbliższej przyszłości. W każdym razie zostawię tu swój mały ślad. Miło.

Cheers. 

poniedziałek, 31 października 2016

Wersja robocza




 W społeczności artystów istnieje takie pojęcie, jak "lęk przed pustą kartką". Biel przytłacza nas wyobrażeniem możliwości, które się przed nami otwierają. Zaczynamy wówczas z tej samej linii startu co wielcy malarze czy poeci, a także małe dzieci z głową pełną abstrakcyjnych, jeszcze nieukształtowanych myśli. Oczywiście, wszyscy wobec "kartki" zaczynamy z równej pozycji, jednakże każdy startujący posiada inny bagaż doświadczeń i umiejętności, dlatego nasz "bieg" będzie się różnił od uczestnika na torze obok. Konsekwencją wizji o tym, jak potoczy się nasz wyścig, jest często odłożenie ołówka i powrót na trybuny. Niestety. "Może jeszcze trochę poćwiczę i wtedy wyjdę na środek stadionu."

  Lekarstwem na wspomniany lęk jest "zbezczeszczenie" kartki gryzmołami. Nabieramy wówczas dystansu zarówno do niej, jak i do samych siebie. Ważniejsze jest chyba wyjście z trybun i pokazanie światu swoje prawdziwe oblicze, niż strach przed przegraną.

  Tak więc i ja po prostu zaczęłam pisać. Pierwszy post jest raczej dla mnie, dlatego traktuję go jako wstęp oraz motywację do skrupulatnego brnięcia naprzód. Hm... może warto tak potraktować całego tego bloga. Mam nadzieję, że dzięki niemu nauczę się koncentrować na własnym rozwoju, a nie rozwoju innych.

Tyle na dziś.

CyanBerry